wtorek, 15 marca 2016

06. bo czasem warto otworzyć się na nowe

Bliżej mam do trzydziestki, niż dwudziestki, a nawet do dwudziestki piątki i tak żyłam w przekonaniu. W dziwnym przekonaniu, że Opera to takie miejsce totalnie nie dla mnie, że w operze to nic dla siebie nie znajdę i że pewnie potwornie się zanudzę, zniecierpliwię i uznam, że Wszyscy tam nie śpiewają, a "wyją" - bo zdawało mi się, że aż tak wysublimowanych gustów to ja nie mam. I żyłam sobie tak w tym przekonaniu od zawsze, twierdząc, że owszem kilka utworów to mi się podoba i może nawet zachwyca, ale całego występu to znieść, bym nie zniosła za żadne skarby świata. Nie dlatego, że Opera, Operetka to złe miejsce i zła muzyka ale dlatego, że ja jakoś do niej nie pasuję...
Jak to w życiu bywa czasem o wszystkim decyduje los, przypadek i inny człowiek.
Wydarzyło się tak, że przed nowym rokiem albo może zaraz po czytałam w jakimś tekście co fajnie jest zrobić w nowym roku - sugerowano różne rzeczy, a czytelnicy jeszcze inne podpowiadali i mój wzrok padł na "spróbuj czegoś, czego nigdy w życiu nie próbowałeś", pomyślałam, że i fajne i proste. Bo w zasadzie każdy rok, każdy miesiąc i może nawet dzień stawia przed nami różne wyzwania i różne możliwości, a ja jakoś zwykle chętnie z nich korzystam. Postanowiłam nic nie zmieniać, a tylko bardziej temu "nowemu" się przyjrzeć,
Zastanowiło mnie co w tym roku będzie "nowe". I nowe przyszło szybko, nie było to pierwsze nowe - ale takie na które zwróciłam uwagę i które pamiętać będę.
Moja Mama przyniosła bilety na operetkę - pomysł podobał mi się średnio. Ale po pierwsze to moja Mama, a po drugie przecież w zasadzie dlaczego nie? Opera mnie nie ugryzie. Najwyżej mi się po prostu nie spodoba..
Usiadłam w fotelu pełna napięcia, bo wiedziałam że "nowe" będzie trwało koło dwóch godzin, a ja pod żadnym pozorem nie opuszczę występu - bo nie mam w zwyczaju urażać sztuki ani artystów... i z pewnością tego co zobaczyłam i usłyszałam nie nazwałabym "wyciem".
Momentami, moja rozszalała wyobraźnia pokazywała mi obrazek ze Shreka - kojarzycie na pewno... Fiona razem z ptaszkiem śpiewa przy robieniu śniadania Osłowi i Shrekowi i.... ptaszek nie wytrzymuje napięcia. Wytrzymałam.
W tym samym miesiącu poszłam na występ Opery Kijowskiej - była opera, operetka i balet i tam.... się zakochałam. We wszystkim i we wszystkich, w strojach, w mimice, w graniu, w artystach, w utworach i tak samo jak porusza mnie mój rock, czy poezja śpiewana poruszyli mnie oni - miałam ciary, miałam uśmiech i miałam łzy....
Nie wiem skąd, w jaki sposób Ludzie tworzą takie dźwięki - sądzę, że każdy talent do palec Boży - ale ten talent był dla mnie zaskoczeniem, najprawdziwszym zaskoczeniem - a mój zachwyt jeszcze większym....
Już wiem, że pewnie pojadę kiedyś do Kijowa, żeby zobaczyć ich u nich, żeby znów ich usłyszeć, żeby znów się zachwycić.
Ale wiem też coś innego, coś podstawowego- czasem po prostu warto się otworzyć. Otworzyć, a nie żyć w swoim przekonaniu - sądząc, że na pewno ma się rację. Czasem warto spróbować - zwłaszcza, że taka próba nie zagraża zdrowiu ani życiu. Nic nie tracimy, a możemy się tylko wzbogacić...
Tak jak ja o operę, operetkę i balet... 

2 komentarze: