niedziela, 28 lutego 2016

02. o zmianach - nowe serce, nowe życie

Publiczne i mniej publiczne spotkania z ludźmi, wywiady, konferencje i zawsze to samo pytanie o przeszłość. Każdy chce wiedzieć jak bardzo różni się życie osoby po przeszczepie, od życia osoby przed przeszczepem. Co się zmieniło, jakie dostrzegamy różnice i które życie jest tym lepszym..
Jednak chyba jak w każdym przypadku ile osób tyle samo odpowiedzi.
Zacznę odpowiedź od końca, ponieważ jest ona najprostsza. Stanowczo bardziej wolę być po przeszczepie i żyć tak ja żyję teraz niż tak jak żyłam i byłabym zmuszona żyć bez przeszczepu. Zakładając, co jest niemożliwe, że bym w ogóle tutaj była, a nie byłoby mnie na pewno. To raczej więcej niż pewne, z przeszczepionym sercem żyję ponad szesnaście lat, a kiedy czekałam na zabieg mówiono, że bez niego przeżyję może kilka tygodni. Minęły od tego czasu tygodnie, miesiące i lata... Jednak nawet biorąc pod uwagę, wersje cudu życia dalszego ale z chorobą - wybrałabym TO życie.
Choroba nie doskwierała mi jednak tak abym w ogóle mogła narzekać. W zasadzie, grzechem by było gdybym narzekała - moja choroba była cichym mordercą, który każdego dnia i każdej nocy powolutku pozbawiał mnie życia, aż do momentu kiedy miałam się już więcej nie obudzić. Był jeszcze ból, ale nie wielki, nie stały i nie taki, który musiałabym znosić w szpitalu - ból pojawiał się i znikał i wcale nie bolało mnie serce, nie ściskało, nie łomotało, piekło - piekło dokładnie tak jak piecze zgaga. Z ograniczeń jedyne co sobie przypominam to zwolnienie z wf-u, na którym i tak od czasu do czasu bawiłam się i skakałam z rówieśnikami, bo wiedziałam na ile i kiedy mogę sobie pozwolić i może jeszcze mniejszy udział w zimowych zabawach, za którymi do tej pory nie przepadam. Z biegiem czasu doszło zmęczenie, nie mogłam pokonywać zbyt wielkich odległości, biegać czy swobodnie wychodzić na czwarte piętro. I w sumie tylko tyle pamiętam z tej choroby.
Trzeba przyznać, że zostałam oszczędzona, bo z sercami bywa znacznie gorzej..
Zdaje sobie jednak sprawę, że gdybym dziś żyła z tą chorobą, nie mogłabym realizować pasji i marzeń, nie mogłabym planować wypraw w góry, nie mogłabym planować udziału w festiwalach, koncertach i pewnie do znajomych, gdzieś w Polskę też bym nie mogła. Bo przecież ciągle i nieustająco musiałabym uważać aby nic złego się nie stało..
Z pewnością to się zmieniło, nie towarzyszy mi ból - w sumie z ledwością sobie go przypominam i jakoś bardzo nawet nie zamierzam się starać, mogę spacerować, biegać, łazić, skupiać się na tym co naprawdę kocham chociaż fakt, uważać na siebie muszę. Ale czy bardziej? Inaczej.
Obniżona odporność - to główne szczęście i nieszczęście Nas wszystkich przeszczepków. Bo z jednej strony obniżona odporność pozwala pracować przeszczepionemu narządowi bez walki z leukocytami, z drugiej obniżona odporność powoduje narażenie na wszelkie bakterie, zarazki i choroby - dlatego nie, ja nie odwiedzam chorych przyjaciół - co więcej, oni to rozumieją :)

czwartek, 25 lutego 2016

01. Początek

Mówią, że najtrudniej jest zacząć. Istotnie, łatwo nie było. Nawet biorąc pod uwagę, że nie jest to "mój pierwszy raz", ani z pisaniem, ani z blogiem, nie wiedzieć czemu walczyłam sama ze sobą, ale czuję, że czas najwyższy. I może tym razem blogowanie okaże się dłuższą przygodą, niż wszystkie poprzednie..
Transplantologia jest nierozerwalną częścią mojego życia, towarzyszy mi we wszystkim co robię, w zmaganiu z problemami, w kolejce do lekarza, w szukaniu pracy, ale także w tych jaśniejszych, barwniejszych stronach życia, których u mnie nie brakuje. 

Chciałabym pokazać światu, że przeżycie choroby i przeszczepienie organu nawet tak osławionego mitem jakim jest serce nie czyni z człowieka osoby żyjącej pod kloszem, ani takiej której życie w sposób znaczący różni się od życia innych.
Chciałabym aby metoda leczenia, której zostałam poddana była odbierana jako szansa na wszystko, na nowe lepsze życie, na oddech, na spełnienie marzeń, realizację celów, skończenie studiów, pracę, miłość - cokolwiek, czegokolwiek tylko dusza zapragnie.

Miejsce to, będzie opowieścią nie tylko o transplantologii ale o wszystkim tym co mnie w jakiś sposób dotyka, inspiruje, bawi, wzrusza. Z pewnością nie zabraknie tu koncertów, muzyki, książek, filmów, wędrówek, być może Ludzi - czyli tego wszystkiego bez czego nie wyobrażam sobie mojej codzienności. 

Wierzę, że pokazując odrobinę swojego życia i spojrzenia na świat, najbardziej mogę przyczynić się do poszerzenia świadomości społecznej i wiedzy na temat transplantacji. Chciałabym być także otuchą dla tych, którzy być może na taki zabieg czekają. Wiem, że wielokrotnie towarzyszy im lęk, że "już nigdy", moje "nigdy" miało miejsce przed przeszczepem - wielu rzeczy, których doświadczyłam PO, nie dane mi by było przeżyć wcale.