piątek, 31 stycznia 2020

44. Czasem w życiu wcalenie jest łatwo....

Moje zdrowotne życie, czasem się komplikuje, ale w większości, nie mam na co narzekać. Aż do teraz...
Od ostatniego wpisu minęło trzy miesiące. Życie płynęło całkiem swobodnie, aż do grudnia. 
W grudniu postanowiło uderzyć z wielkim hukiem o ziemię. 
Najpierw rutynowa kontrola u Pani Doktor, która po przebadaniu słuchawkami wysłała mnie na RTG płuc... potem wyniki i diagnoza zapalenia płuc. Nie pomagające antybiotyki w zastrzykach.. kolejne badania diagnoza zalania prawie całego organizmu wodą... szpital. Chwilowa poprawa i....
Nagłe zatrzymanie nerek....

Minęło półtora miesiąca od tego zdarzenia i na szczęście chyba nie pamiętam wszystkich swoich emocji.Ale wiem, że nie było łatwo. 


Pierwszy cewnik do dializ. 





Zawsze, od zawsze bałam się dializ. Dużo złego o nich słyszałam, stąd moja mina na zdjęciu...Chyba nawet miałam się na nie nie zgodzić, z obawy przed zniszczeniem organizmu. Ale chyba lepsze jest zniszczenie organizmu i nadzieja na ruszenie nerek lub w przyszłości przeszczep niż po prostu zainfekowanie organizmu i...śmierć. 
W tym wypadku decyzja jest oczywista....



 
Z kokardą zawsze lepiej :) 














 . 
Dializy jednak nie okazały się dla mnie wcale takie złe. Szybko odczułam ulgę. Mój dotychczas zainfekowany organizm odczuł przypływ energii.. Dość szybko nerki też zaczęły pracować odzyskały siły....
Niestety nie na długo i znów trafiam do szpitala...Znów wróciłam do cewnika i dializ. Ale przynajmniej już z innym nastawieniem i wiarą, że znów będzie dobrze. Bo musi. Bo mam dla Kogo wyzdrowieć, bo mam mnóstwo planów i marzeń... 

Jedne z pierwszych dializ...
 


   

czwartek, 31 października 2019

43. 20 urodziny!

Dwadzieścia lat temu, o tej porze byłam już po. Dwadzieścia lat temu, to moje nowe drugie życie właśnie się rozpoczynało. Ale te dwadzieścia lat temu nic nie było jeszcze takie oczywiste. 
Pamiętam, ten najważniejszy telefon, pamiętam emocje, pamiętam długie oczekiwanie w lekarskim gabinecie, przeciągające się badania, wątpliwości na twarzach Lekarzy, ale i wiarę Nas Wszystkich, że się uda. 
Myślę, że ani ja wtedy, ani Oni - nikt nie przypuszczał, że uda się aż tak. 

Choroba nie była dla nie zbyt uciążliwa, choć obciążała organizm. Miałam wówczas jedenaście lat, a mało który lekarz wierzył, że przeszczep może się udać. Dano mi 1% szans. 
Początki nie były łatwe. Choć mam mnóstwo dobrych, ciepłych wspomnień z Intensywnej Terapii i Izolatki. Mimo, że pamiętam te wszystkie dobre momenty: kiedy przychodzili Rodzice, kiedy Lekarze i Pielęgniarki grali ze mną w Piotrusia, kiedy jeden z Lekarzy cały parapet  mojej szpitalnej sali ozdobił zwierzakami origami. Ale pamiętam też, że usypiano mnie nie tylko na przeszczep, ale i później, że były momenty kiedy nie mogłam oddychać, że wyniki wcale nie od razu były dobre, że wymiotowałam po każdych lekach, że na nic nie miałam sił, że uczyłam się chodzić i oddychać, że mój organizm, który przed jedenaście lat walczył z chorobami, teraz walczył o przeżycie.

I nie piszę tego, po to aby Komukolwiek było smutno. Nie piszę, aby mi Ktoś współczuł bo przecież jestem i mam się całkiem dobrze, jak na te wszystkie przygody. Piszę, bo wiem, że tak samo jak w moim tak i w życiu, kogoś z Was może być naprawdę ciężko... Ale awet jeśli jest 1% szans, to znaczy, że ma prawo się udać...
Mi się udało. 
Pamiętam, bardzo dokładnie swoje pierwsze przeszczepowe urodziny. Pamiętam niezwykle piękny tort i ciasteczka które pojechały ze mną i Rodzicami do Kliniki w której dostałam Nowe Życie. Bardzo czekałam na te pierwsze urodziny, potem na każde kolejne.., na te dwudzieste też... 

  

poniedziałek, 30 września 2019

42. Jesienne umilacze życia :)

Bardzo pozytywnie nastawiałam się do jesieni. Jednak zderzenie z rzeczywistością było nieco inne, mój doby nastrój szybko prysł, zderzając się z drastyczną zmianą temperatury i tego, nieokreślonego czegoś w powietrzu. Ostatnie dni, nie były dla mnie łatwe. 
Nie były łatwe również, dla programu, w którym tworzę tego bloga, otóż trzykrotnie moje posty, mimo regularnego zapisywania znikały.
Mój humor mam wrażenie wraca na dobre tory i mam nadzieje, to samo uczyni edytor tekstu i już nic, co nie powinno nie zniknie.
Aby jednak przeciwdziałać złym nastrojom i swoim i ewentualnie Waszym postanowiłam opowiedzieć Wam o kilku rzeczach, które w różnym stopniu "umilają", mi czas.

Książka na zimno...
Kocham książki, czytam ich całkiem sporo i coraz bardziej różnorodnie. Ale są też takie, które towarzyszą mi w konkretnym czasie życia lub o konkretniej porze roku.

Dwa tomy Muminków - z mojej własnej biblioteczki
Jesienią i zimą, kiedy za oknem deszcz bębni o szyby, a temperatura nie zachęca, uwielbiam wracać do Doliny Muminków. 
Muminki, podobnie jak ja nie przepadają za zimą, ale one mają to szczęście, że mogą zapaść w sen zimowy, wcześniej, rzecz jasna napełniając brzuszki igliwiem. A My Ludzie, musimy to zimno jakoś przeżyć.... Mi znacznie łatwiej przeżywa się ten czas w towarzystwie Muminków, Małej Mi i oczywiście Włóczykija....




Wzruszająca, wspaniała i ocieplająca serducho
Jeśli wolicie świat nieco bliższy i realniejszy, ale ciągle piękny i niesamowity to polecam Wam wybrać się na książkową wędrówkę z Panem Marcinem Kostrzyńskim. Żadna książka, już dawno tak bardzo nie ogrzała mojego serca jak Gawęda o wilkach i innych zwierzętach.
Mimo, że czytałam tą książkę w pociągu i u siebie w fotelu, to niemalże czułam zapach lasu, szelest liści pod stopami i ciepłe promienie słońca na ramionach... Zachwycające, jak Pan Marcin potrafi barwnie opowiadać o Lesie i swoich Zwierzęcych Przyjaciołach. Ta książka to prawdziwa wędrówka przez Las, ale i emocje...  Bo choć czuje ciepło na wspomnienie tej książki, to przyniosła mi ona również łzy, zarówno te wzruszenia, jak i smutku.
Najbardziej na świecie warto sięgnąć po tą książkę, po to aby poczuć, niezależnie gdzie się jest ten Las i Naturę i aby Ją nieco bardziej zrozumieć....

 
Filmy
plakat filmu z portalu filmweb.pl

Nie jestem szczególnym znawcą kina. Jednak mam kilka ukochanych filmów do których kocham wracać. Dwa z nich to: Alicja w Krainie Czarów i Alicja po drugiej stronie lustra. Oba filmy w reżyserii Tima Burtona i oba z niezastąpionym Johnnym Deppem.
Świat przedstawiony w tych filmach, każdorazowo mnie zachwyca. Dlatego postanowiłam w najbliższym czasie poznać większość filmów, lub może wszystkie Pana Tima. Już mam kilka seansów za sobą i jest naprawdę baśniowo, mrocznie ale i obiecująco...




 
Nie wiem, czy ten film, a w zasadzie serial powinien znaleźć się w zestawieniu zwanym umilaczem jesieni. Bo brzmi to nieco dziwnie.... jednak nigdy, przenigdy nie oglądałam seriali. Nawet jeśli, zdarzyła się jakaś serialowa przygoda w moim życiu, to nie trwała ona nigdy zbyt długo....
A ta trwa.Trudno powiedzieć czy zachwyca (bo brzmi to jeszcze dziwniej), ale na pewno wciąga, daje cały przekrój emocji, ale też czasem uczy...

zdjęcie z serialu - no! Strasznie mi się podoba! - filmweb.pl
Bones - to serial, który był realizowany od 2005. Opowiada o antropolog sądowej i jej współpracownikach, którzy w każdym odcinku próbują na podstawie badań ciała, rozwikłać zagadkę śmierci i schwytać mordercę...
Niech najlepszą recenzją będzie fakt, że mimo nie bycia serialową dziewczyną, jestem z bohaterami już 8 sezonów...


A jeśli jesienią, tak jak mi i Wam nie do końca dobrze: bo zimno, bo ciemno i naprawdę potwornie wieje, to zawińcie się w koc, oprzyjcie głowę na jakimś Przyjacielskim ramieniu i postarajcie się znaleźć coś, co w kubku będzie Was mocno utulać i uspakajać....
mój własny kubek i puszeczka Odpoczynku

Polecam Wam mieszankę ziołową, którą dostałam jako podarek, z kwiatów rumianku i lawendy: Odpocznij chwilę (www.dworzysk.pl) Niesamowite, jak pięknie po otworzeniu puszeczki, pachną, wyglądają, a co najważniejsze... po zalaniu wrzątkiem, smakują te kwiaty. Pst! Podobno można użyć ich również do wanny, ale akurat mi za bardzo smakuje.... a z wanny pić przecież nie będę.   




Na szczęście, tej Jesieni - czeka mnie mnóstwo wspaniałych wydarzeń i chwil. Mam nadzieje, że Was też. A jeśli będzie zimno, będzie padało i wiało... to sięgajmy po WSZYSTKO to, co umila, uprzyjemnia życie. Spędzajmy czas tak jak lubimy i z tymi, dzięki którym cieplej robi się na sercu i duszy.... 

wtorek, 3 września 2019

41. Rockowe Granie w Lubsku, czyli o tym jak można, a nawet trzeba zakończyć wakacje

Choć koniec astronomicznego lata nastąpi dopiero za trzy tygodnie, to dla wielu, w tym również dla mnie początek września i koniec wakacji, jest symbolicznym początkiem jesieni. Nawet pogoda za oknem, zdaje się potwierdzać moją tezę. Podobno upałów ma już nie być.
Trzeba przyznać, że tych chyba w to lato nikomu nie brakowało. 

Moje lato zakończyło się pięknie. 
Ostatni wakacyjny weekend spędziłam na Festiwalu: Rockowe Granie w Lubsku i było świetnie! 
Nie tylko ze względu na muzykę, ale również na piękne okoliczności przyrody. Słońce nie pozwalało, być obojętnym i chyba Wszyscy obecni na Festiwalu skorzystali z kąpieli w Nowińcu. 




Festiwal trwał dwa dni. Mimo, że Festiwal nosi nazwę "Rockowe Granie", to myślę, że każdy mógł znaleźć muzykę, odpowiadającą swoim gustom. Podczas tych dwóch dni mogliśmy usłyszeć aż 16 różnych kapel, co za tym idzie sporo odmian rocka. 



Szymon Jurkowski z zespołu RoadHouse


Zenek Kupatasa

Krzysztof "Kowal Kowalczyk"  & Artur "Prezes" Grzenda z zespołu MetKa


Poza takimi perełkami jak koncert Zenka z Kabanosa, czy legendarnej punkowej grupy The Bill, największe wrażenie zrobił koncert Metki. Tego właśnie koncertu długo nie zapomnę i mam nadzieje, zjawić się jeszcze nie raz pod ich sceną. 

z wokalistą Metki: Krzyśkiem Kowalczykiem. Dzięki za świetny koncert!


Świat Festiwali jest bardzo różnorodny. Całym swoim sercem, jak już tu pisałam kocham Woodstock, zwany teraz Pol'and Rockiem i do jego formy przywykłam najbardziej. Ale przyznam, że Rockowe Granie w Lubsku było miłą odmianą: jedna scena, dawała komfort: z żadnego koncertu nie trzeba rezygnować, wszędzie blisko i cały teren imprezy można było przejść w kilka minut i CZAS. 
Naprawdę sporo czasu dla Przyjaciół, z którymi można było celebrować poranki, wspólnie jedzone śniadania, kąpiele i zabawa w zalewie czy po prostu wspólne rozmowy i bycie razem....

Nie wiem czy Rockowe Granie jeszcze się odbędzie, gdyż sam organizator mówił ze sceny, że jest to ostatnia odsłona tego Festiwalu. Ale bez względu na decyzje, mocno wierzę, że jeśli nie ten, to w Lubsku pojawi się inny Festiwal, inna impreza: bo piękno przyrody, fantastyczni Ludzie naprawdę sprawiają, że chce się tam wracać....
Uważam, że warto jest korzystać i wspierać takie inicjatywy. Nie koniecznie musimy być na wszystkich wielkich Festiwalach, ale warto wspierać lokalne, te nieco mniejsze ale kulturalne imprezy. Bez względu czego dotyczą, czy muzyki rockowej, poezji śpiewanej, teatru czy kina - jeśli dotykają kultury i poruszają duszę to naprawdę WARTO. 

Dobrze było, tak właśnie zakończyć lato.

Ah. I wybaczcie jakość tych koncertowych zdjęć.. Długa droga przede mną w nauce fotografii...



niedziela, 18 sierpnia 2019

40. 147 cm

"Idealne".
Z makijażem. 
Wysokie. 
Szczupłe....

Zupełnie takie jak nie ja. 
Ani Ty. 

Choć Wszystkie jesteśmy idealne i takie... akurat.... 

Kilka dni temu, kumpela przysłała mi link do wpisu i facebooka Oli Petrus.  Stand up-erki, Kobiety (co ważne, bo tego dotyczył wpis) niskorosłej. 
"Spodoba Ci się", i rzeczywiście spodobało: w punkt. Ola się nie czai ani w swoich wystąpieniach, ani we wpisie. Dokładnie pisze, jak jest. 
Nie jestem niskorosła, choć to wcale nie znaczy, że wysoka. 
Mam 147 cm - czyli dokładnie tyle ile miała Edith Piaf, co kocham podkreślać odkąd to wiem. I jeśli jest inaczej, a to wiecie z bardziej wiarygodnych źródeł niż ja, to proszę zachować milczenie.... Niech mam chociaż TO jedno, skoro jej głosu mieć nie mogę. 

2 i pół metra różnicy :) 


Nigdy, no prawie nigdy mój wzrost nie był dla mnie problemem. Kocham go. 
Dawniej uwielbiałam to zdziwienie w oczach Ludzi, kiedy stykali się ze mną, z moim niepozornym wzrostem, a zaraz potem z moją osobowością. Kochałam to zdziwienie, że jednak nie jestem taka niepozorna, ani milcząca, ani nieśmiała, a tego właśnie się spodziewali. Dziwiło, że umiem powiedzieć, a jak trzeba to tupnąć nóżką lub stanąć w czyjejś obronie.... 
Widzieliście kiedyś, jak maleńki pies staje w obronie średniego przed wielgachnym? Tak, to ja.... 
Wielgachny pies odpuszcza albo z szoku albo z obawy, bo przecież ten mały musi być wariatem....
Jak powszechnie wiadomo...To co najmniejsze skacze najwyżej!!
Dziś raczej rzadko obserwuje to zdziwienie, stałam się nieco (podkreślam: nieco) mniej bojowa.

Ale zdarzały się też te razy, kiedy mój wzrost powodował problemy... 
Nie mówię o momentach kiedy nie mogę sięgnąć po puszkę fasoli w sklepie, lub Pani prosi mnie o dowód bo kupuje coś, co nie jest dla dzieci. A przecież, mój wzrost z dziecięcym się kojarzy.
Raczej o tych momentach, kiedy mój wzrost był przyczyną naprawdę głupich, idiotycznych komentarzy 
Tu wielka chwała moim Rodzicom. Bo wychowali mnie tak, że wiedziałam od zawsze że to nie jest mój problem i że to nie ja jestem winna. A tylko i wyłącznie nadawca. I to on, tylko on, powinien się wstydzić...  
Co nie zmienia faktu, że czasem byłam naprawdę bliska szału, kiedy słyszałam, za swoimi plecami co zrobić mogę lub nie... i rzecz jasna, nie dotyczyło to ściągania z półki rzeczonej fasolki..
Tak sobie jednak myślę, że pewnie gdybym była wysoka takie komentarze również bym słyszała... Czy niska czy wysoka, czy szczupła, czy mniej... zawsze coś się znajdzie. 
Choć znaleźć się nie powinno. 
Bo wszystkie My: bez względu na to JAKIE... jesteśmy idealne i zasługujemy na szacunek. 
Nawet jeśli mamy ciągle podwinięte rękawy lub nogawki. Nawet jeśli nie sięgamy po fasolkę lub gdy uderzamy głową o okap kuchenny. Wszystkie. 

Rozumiem, że dla Kogoś wzrost może być kompleksem. 
Kompleksem może być też waga. 
Niepełnosprawność. 
Ale znacznie lepiej by się żyło i znacznie szybciej akceptowało gdyby otoczenie przyjmowało Nas wszystkich.., nie ze względu na to jak wyglądamy, a ze względu na to Kim i jacy jesteśmy.Gdyby równie chętnie pokazywano Nas nieco odbiegające od tak zwanej normy...  gdyby podkreślano, że Piękny jest każdy człowiek i że głównie o piękne czyny i piękne podejście do życia chodzić powinno. 
I że naprawdę każdy detal naszego ciała, zasługuje na nasze lubienie. 







niedziela, 11 sierpnia 2019

39. Woodstock. Dom, do którego wracam

Piasek z butów, ubrań i nawet z zębów, już wyprany. Zrobiło się cicho, z każdej strony nie dochodzi dźwięk muzyki, nie ma okrzyków radości, nikt też nie woła Andrzeja i nie obwieszcza Światu, że: Zaraz Będzie Ciemno.
Dziwnie... cicho.
Od sześciu lat, nie wyobrażam sobie, spędzać tego czasu inaczej. Nie wyobrażam sobie, aby przełom lipca i sierpnia spędzać w innym miejscu, czy towarzystwie. Nawet jeśli miałabym wrócić ciut bardziej wyspana, ciut bardziej wypoczęta... Przypuszczam, że znikąd nie wrócę tak szczęśliwa.


Kilka dni przed rozpoczęciem Festiwalu- duża scena :)



Na Woodstock (Pol' and Rock) ciągnęło mnie, praktycznie od zawsze. Nie pamiętam kiedy dokładnie zaczęłam marzyć o udziale w Woodstocku. Pamiętam za to telewizyjne przekazy, ze słynnych Woodstockowych pociągów, ścieżkę ze słonecznikami i poczucie, że "z tymi ludźmi bym się dogadała".
Od początku kojarzyłam Woodstock z ideą: miłości, przyjaźni i muzyki. Choć nigdy nie jechałam tam tylko dla koncertów.

Jerzy Owsiak w namiocie ASP: chwile przed spotkaniem z Katarzyną Nosowską


Jeżdżę Tam przede wszystkim dla Ludzi.
Ściślej mówiąc, dla siebie - bo Ludzie.
"Bo Ludzie": bo to jakich Ludzi tam można spotkać, jakie rozmowy się toczy, kogo można posłuchać w namiotach Akademii Sztuk Przepięknych, z Kim się uścisnąć, w jakich warsztatach wziąć udział, jakie zdanie usłyszeć...

TO - daje energie, uśmiech, wiarę i moc na kolejny rok.
Tam: Ludzie, są jacyś inni. Bardziej otwarci, uśmiechnięci, serdeczni. Tam, nikogo nie dziwi rozmowa w kolejce, nikogo nie dziwi taniec na środku ścieżki, nikogo nie dziwi, to że wyglądasz może trochę inaczej niż wszyscy.... 
Tam, możesz być Piratką, Pandą, możesz kręcić pojkami, bębnić, tulić Ludzi na ścieżce....
Ale też możesz być ciemnoskóry, niski, wysoki, gruby, chudy, jasnoskóry, pełno i niepełnosprawny, możesz być homo, bi lub heteroseksualny, niewierzący i wierzący - 
Bez względu na wszystko TAM czujesz się u siebie, czujesz się bezpiecznie. Jak w domu, czuć powinien się każdy. 

Widok z mojego namiotu...


Pol' and Rock trwa trzy dni. Ja spędzam tam około tygodnia. By zobaczyć jak TO piękne, niezwykłe miasto powstaje i by się tym wszystkim porządnie nasycić
Przez tydzień oczywiście jestem w stanie się też solidnie wymęczyć.

Od dwóch lat mój organizm nie jest w stanie odwiedzić wszystkich koncertów czy wydarzeń jakie odwiedzić bym chciała. A kto był, ten wie, kto nie był niech uwierzy - TAM zawsze jest co robić i zawsze o każdej porze dnia i nocy, człowiek ma dylemat pomiędzy wydarzeniami. Dawniej biegałam z notesem i starałam się być wszędzie. Od dwóch lat, trochę zrządzeniem zdrowia, a trochę też wyborów wiele z tych wydarzeń odpuszczam. 
Nie zmieniło to jednak najważniejszego. Nadal czuję ogromną energię płynącą z tego miejsca i od Ludzi, Nadal wracam z uśmiechem na twarzy i ze skrzydłami u ramion. 
Nadal bardzo ale to bardzo tęsknię. A tęsknić zaczynam kiedy Piotr Bukartyk ze swoją Orkiestrą wychodzi na scenę....  
i jestem przekonana, że jeśli tylko wszystko będzie dobrze, to będę w Naszym wspólnym Domu- za rok....

Tak wygląda szczęście :)


Tym wpisem chciałabym powiedzieć Wielkie DZIĘKI, każdemu z WAS
od Jurka poprzez Jego ekipę, moich Przyjaciół, i wszystkich czujących Woodstock- za to, że Jesteście, za to że wspólnie mimo przeciwności losu tworzymy ten Festiwal. Za to, że dajemy sobie uśmiech, energię ale i pomocną dłoń...




środa, 24 lipca 2019

38. Dom w którym mieszkam- Dom w którym bywam

Za kilka dni będę w jednym z piękniejszych miejsc, w jakich przyszło mi bywać. Tym razem nie chodzi o krajobraz natury: nie ma tam gór, ani morza. Ale każdorazowo wschodzące i zachodzące słońce zachwyca tak bardzo, że aż wzrusza. Człowiek zaraz po przyjeździe niemal ma ochotę ucałować ziemię.... że znów się udało. 
Za kilka dni po raz szósty będę na Woodstocku, teraz nazywanym Pol and Rockiem. Plecak już prawie spakowany, namiot sprawdzony, kilka przekąsek zakupionych i naprawdę nie mogę się doczekać. 
Nie, nie chodzi najbardziej o muzykę- chociaż oczywiście też jest piękna, nawet nie o wykłady i warsztaty, które wprost uwielbiam, Chodzi o Ludzi. 
Ludzi, za którymi przez pozostałe miesiące tęsknię: tęsknię za uśmiechami, za spontanicznym przytuleniem, za życzliwością, za to, że my się tam wszyscy po prostu lubimy.. 
Tęsknię za tym, chyba zwłaszcza teraz. 



Teraz, kiedy w Polsce zadziało się naprawdę źle. 
Od soboty trudno jest myśleć o czymś innym niż zorganizowany pogrom Ludzi, przeciwko Ludziom. Ludzi, którzy zasłaniając się naprawdę wielkimi i pięknymi wartościami, postanowili wymierzyć karę tym, którzy tylko po prostu chcieliby być równo traktowani, tym którzy chcieliby kochać bez strachu... 
I wiecie, można nie rozumieć. Choć myślę, że w XXI wieku, nie rozumieć to trochę wstyd. Bo przecież jeszcze nigdy tak jak teraz, nie mieliśmy tak łatwego dostępu do wiedzy. Czasem zamiast meczu, słodkich kotków, czy czegokolwiek innego, co oglądają Ci rośli młodzieńcy, można by wykorzystać to cudo techniki jakim jest Internet i poczytać... Poczytać naukowe, opracowane pzez fachowców: seksuologów, psychologów artykuły.... Wtedy by wiedzieli. 
Ale nawet jeśli wygrywa mecz, bo przecież nie każdy, po szkole, czy pracy musi chcieć się uczyć i się jednak pozostaje w niezrozumieniu to, tak zwyczajnie, po ludzku trzeba być człowiekiem. 
Trzeba wyobrazić sobie, a co jeśli to ja..... A co jeśli to mój przyjaciel, brat, siostra - czy im też przywaliliby butelką? Czy ich też wyzywaliby od najgorszych? 

Przecież Ludzie z Marszów Równości chcą tylko kochać..... 
Tak normalnie, po prostu, bez strachu i lęku. 
Chodzicie za rękę z Kimś Kogo kochacie? Ja też. A oni, niezależnie od tego ile są razem, co właśnie wspólnie przechodzą nie... ze strachu przed pobiciem, opluwaniem, zwyzywaniem....

Chyba dlatego tak bardzo teraz potrzebuje Woodstocku. Bo wiem, że tam nikt się nie boi. Że tam nikt nie dostanie w nos, że tam nikt nikogo nie zwyzywa za sposób ubierania, za kolor skóry, za to z kim idzie się za rękę czy jaką nazwę kapeli ma na koszulce.... tam wszyscy jakoś potrafimy być wspólnie.... w Naszym wspólnym wielkim Domu.
Szkoda, że nasz kraj, przez rządzących i przez niektórych zwierzchników Kościoła przestaje być nasz, wspólny, dla każdego. 
Szkoda, że Ludzie już nie myślą o wyjeździe tylko z przyczyn ekonomicznych ale również z panującej, niestety głośniejszej ideologi. 
Naprawdę szkoda, bo to DOM Nas wszystkich.