niedziela, 18 sierpnia 2019

40. 147 cm

"Idealne".
Z makijażem. 
Wysokie. 
Szczupłe....

Zupełnie takie jak nie ja. 
Ani Ty. 

Choć Wszystkie jesteśmy idealne i takie... akurat.... 

Kilka dni temu, kumpela przysłała mi link do wpisu i facebooka Oli Petrus.  Stand up-erki, Kobiety (co ważne, bo tego dotyczył wpis) niskorosłej. 
"Spodoba Ci się", i rzeczywiście spodobało: w punkt. Ola się nie czai ani w swoich wystąpieniach, ani we wpisie. Dokładnie pisze, jak jest. 
Nie jestem niskorosła, choć to wcale nie znaczy, że wysoka. 
Mam 147 cm - czyli dokładnie tyle ile miała Edith Piaf, co kocham podkreślać odkąd to wiem. I jeśli jest inaczej, a to wiecie z bardziej wiarygodnych źródeł niż ja, to proszę zachować milczenie.... Niech mam chociaż TO jedno, skoro jej głosu mieć nie mogę. 

2 i pół metra różnicy :) 


Nigdy, no prawie nigdy mój wzrost nie był dla mnie problemem. Kocham go. 
Dawniej uwielbiałam to zdziwienie w oczach Ludzi, kiedy stykali się ze mną, z moim niepozornym wzrostem, a zaraz potem z moją osobowością. Kochałam to zdziwienie, że jednak nie jestem taka niepozorna, ani milcząca, ani nieśmiała, a tego właśnie się spodziewali. Dziwiło, że umiem powiedzieć, a jak trzeba to tupnąć nóżką lub stanąć w czyjejś obronie.... 
Widzieliście kiedyś, jak maleńki pies staje w obronie średniego przed wielgachnym? Tak, to ja.... 
Wielgachny pies odpuszcza albo z szoku albo z obawy, bo przecież ten mały musi być wariatem....
Jak powszechnie wiadomo...To co najmniejsze skacze najwyżej!!
Dziś raczej rzadko obserwuje to zdziwienie, stałam się nieco (podkreślam: nieco) mniej bojowa.

Ale zdarzały się też te razy, kiedy mój wzrost powodował problemy... 
Nie mówię o momentach kiedy nie mogę sięgnąć po puszkę fasoli w sklepie, lub Pani prosi mnie o dowód bo kupuje coś, co nie jest dla dzieci. A przecież, mój wzrost z dziecięcym się kojarzy.
Raczej o tych momentach, kiedy mój wzrost był przyczyną naprawdę głupich, idiotycznych komentarzy 
Tu wielka chwała moim Rodzicom. Bo wychowali mnie tak, że wiedziałam od zawsze że to nie jest mój problem i że to nie ja jestem winna. A tylko i wyłącznie nadawca. I to on, tylko on, powinien się wstydzić...  
Co nie zmienia faktu, że czasem byłam naprawdę bliska szału, kiedy słyszałam, za swoimi plecami co zrobić mogę lub nie... i rzecz jasna, nie dotyczyło to ściągania z półki rzeczonej fasolki..
Tak sobie jednak myślę, że pewnie gdybym była wysoka takie komentarze również bym słyszała... Czy niska czy wysoka, czy szczupła, czy mniej... zawsze coś się znajdzie. 
Choć znaleźć się nie powinno. 
Bo wszystkie My: bez względu na to JAKIE... jesteśmy idealne i zasługujemy na szacunek. 
Nawet jeśli mamy ciągle podwinięte rękawy lub nogawki. Nawet jeśli nie sięgamy po fasolkę lub gdy uderzamy głową o okap kuchenny. Wszystkie. 

Rozumiem, że dla Kogoś wzrost może być kompleksem. 
Kompleksem może być też waga. 
Niepełnosprawność. 
Ale znacznie lepiej by się żyło i znacznie szybciej akceptowało gdyby otoczenie przyjmowało Nas wszystkich.., nie ze względu na to jak wyglądamy, a ze względu na to Kim i jacy jesteśmy.Gdyby równie chętnie pokazywano Nas nieco odbiegające od tak zwanej normy...  gdyby podkreślano, że Piękny jest każdy człowiek i że głównie o piękne czyny i piękne podejście do życia chodzić powinno. 
I że naprawdę każdy detal naszego ciała, zasługuje na nasze lubienie. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz