niedziela, 13 listopada 2016

22. Kolekcjonuj wspomnienia



To pierwszy taki wpis na tym blogu. Obiecałam Wam i sobie pisać nie tylko o moim zmaganiu z medycyną, albo raczej z chorobą czy przeciwnościami losu ale też o pasjach.
I dziś właśnie o jednej z nich. Zupełnie nowej..  

Pisałam już o koncertach, festiwalach, Bieszczadzkich wędrówkach bo w moim życiu mnóstwo jest takich właśnie aktywności. Może teraz nieco mniej bo zimno i pada i jakoś szara jesień nie sprzyja i chwilowy zastój- choć naprawdę, CHWILOWY.
Ale taki moment też jest potrzebny, potrzebny również na to aby mieć czas na filmy, książki i tworzenie – czyli wszystko to co kocham, a czego znacznie mniej u mnie w lecie.
Głównie z tych wszystkich wypadów, koncertów, spotkań z przyjaciółmi, podróży mniejszych i większych, przywożę wspomnienia. Owszem, czasem wśród tych wspomnień zaplącze się jakaś pamiątka, festiwalowa koszulka, książka, bransoletka ale najwięcej jest wspomnień i zdjęć. Momentów zapisanych na fotografii już na zawsze.
I jak każdy mam tych zdjęć „miliardy” – przewalają się na dyskach, zajmują pamięć komputera i tkwią czasem nie oglądane przez lata. Bo cyfrowa fotografia ma mnóstwo plusów ale też jeden minus, można jeden obiekt sfotografować trzysta razy, a miejsca na karcie i tak nie zabraknie. Kiedyś podczas wycieczek szkolnych albo wypadów rodzinnych – 36 klatek to było wszystko. Wszystko co musiało wystarczyć na całą podróż, cały wypad – niezależnie od wszystkiego… I jeszcze nic nie można było wykasować ani sprawdzić – jakie zdjęcie się zrobiło takie było, bez podglądu. Dlatego ludzie mają zdjęcia z poprzymykanymi oczami, rozwianymi włosami, otwartą buzią.. 

Jednak ja, od lat wywołuje zdjęcia – tak, tak zupełnie klasycznie. Po każdym powrocie siadam do komputera – zbieram zdjęcia od znajomych, robię selekcję – mniej lub bardziej udaną. Bo czasem wybrać się nie da! Bo zdjęć jest mnóstwo, przykładowo z takiego Woodstocku i większość „genialnych”, a jednak album swoje ograniczenia jakieś ma – i nie wywołuje się po to aby nie oglądać więc zbyt dużo być nie może. Ale jednak wywołuję.
I jeżeli dla kogoś to już dużo to zdziwi się, że od pewnego czasu robię więcej… w zasadzie dopiero zaczynam w to wsiąkać, i zakochiwać się. W metodzie nazwanej project life, brzmi jak propagandowa akcja na rzecz życia… ale zupełnie nie o to w tym chodzi. 

Project LIFE
To nic innego jak segregator – album z koszulkami w których zamieszkują wywołane w różnym formacie zdjęcia, razem z zapisanymi wspomnieniami, ozdobnikami, karteluszkami, czasem ozdobnymi wstążkami, papierami, naklejkami… co kto lubi i jak lubi. Tak wiem, niektórzy nie lubią wcale :) 


 
Przyznam, że zabawy jest przy tym mnóstwo. I jeżeli kogoś: wycinanie, przyklejanie, ozdabianie nie bawi, a wkurza to ten projekt dla niego nie jest. Nie trzeba mieć specjalnych umiejętności tylko odrobinę chęci. Ale akurat ja jestem typem człowieka, który już przygotowuje kartki świąteczne – tak, własnoręcznie. Ale zdaje sobie sprawę, że są ludzie dla których samo wywołanie zdjęć i wsadzenie w album to maks możliwości. Ale muszę przyznać, że ja się zakochałam… 


Nie dość, że czas tych pochmurnych dni kradnie mi wycinanie, przyklejanie, wywoływanie to jeszcze wędrówki, dobrze że wirtualne, po tych wszystkich sklepach, które oferują karty, papierki, wstążeczki…. Jest czym oko nacieszyć i inspiracji połapać!
Jeśli ktokolwiek poczuł się zachęcony, i zaczął albo zacznie, grzebać i szukać informacji o tym sposobie kolekcjonowania wspomnień, albo gorzej – zacznie kupować, to serdecznie i z całego serca przepraszam i za budżet, a raczej jego uszczuplenie odpowiedzialności nie ponoszę…
Mnie to zachwyca. Pewnie dlatego, że wszystko to co robi się w „projekcie”, jest połączeniem moich pasji – i tworzenia, i zabawy z papierkami, mazakami i pisania i wywoływania..
Ale jeśli Was nie, to chociaż wywołujcie zdjęcia – bo zupełnie czymś innym jest oglądanie albumów przy lampce wina z przyjaciółką, a czym innym oglądanie miliarda zdjęć za pomocą monitora..  A może to po prostu ja mam mamucią duszę :)

Psttt podpowiedź dla Zainspirowanych:
Pamiętajcie przy tym, że coś co na stronach sklepowych nazywa się albumem i koszt ma odpowiedni można z powodzeniem zastąpić segregatorem za kilka złotych z pierwszego papierniczego- ja tak zrobiłam i sami zobaczcie na pierwszym zdjęciu.

4 komentarze:

  1. Agaciorka czyli jestem takim mamutem jak Ty :) Wywołuję i będę to robić, ponieważ nic nie zastąpi tradycyjnego albumu z wywołanymi zdjęciami. Spotkania przy winie, herbacie i oglądaniu zdjęć, które mają dusze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, nie ma nic piękniejszego niż móc to wszystko sobie obejrzeć w jesienno-zimowe wieczory i powspominać :)

      Usuń
  2. Dlaczego ja nie widziałam tego wpisu kilka miesięcy temu, kiedy zapełniłam 3 albumy i żałowałam, że nie ma tam miejsca na notatki! Super pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobał :) Nigdy nie jest za późno. Ja z pewnością w zimowe wieczory wywołam kilka zdjęć z Wakacji aby mój album był pełniejszy mimo, że te same zdjęcia są w albumach :)

      Usuń