niedziela, 14 sierpnia 2016

17. a góry się piętrzą i rosną do nieba...

Pamiętam swój pierwszy szczyt w Bieszczadach. Pamiętam też jak bardzo czekałam na tą wędrówkę i co czułam kiedy znalazłam się koło Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej, po raz pierwszy. Myślę, że takie albo podobne uczucia towarzyszą zdobywcom K2 albo innych 8-tysięczników, tylko im z oczywistych powodów brakuje tlenu i szybko muszą opuścić szczyt- ja nie musiałam..
Miłość do gór przekazali mi w genach albo we krwi Rodzice, opowiadali mi o swoich wędrówkach i przygodach, a ja słuchając zawsze marzyłam, że Góry będą moim udziałem..
Minęły lata, Połoninę Wetlińską zdobyłam już kilka razy, zdobyłam też kilka innych szczytów- ale Wetlińska zajmuje w moim sercu wyjątkowe miejsce..
Poprzedni weekend spędziłam właśnie w Bieszczadach i znów było wyjątkowo. Po raz pierwszy "zdobyłam" dwie Góry- Połoniny, w dwa dni pod rząd. Poprzednie moje wyprawy trwały jeden dzień.
Wyjątkowość tej wyprawy to także Towarzysz - bo prawdą jest, że jeśli chce się poznać Człowieka to można zabrać Go w Góry - ale jeszcze lepiej kiedy owy Człowiek jest tak dobrany, żeby w tych Górach zachował się jak Człowiek, a nie kompletny baran... zostawiając Nas na szlaku albo robiąc cokolwiek głupiego... a mój Towarzysz z pewnością baranem nie jest i już na wstępie dziękuje Krzyś- za dokarmianie czekoladą, dźwiganie plecaka, zdjęcia i po prostu bycie! :)


Tym razem Bieszczady udało mi się przywitać koncertem Ciszy jak ta - Cisze znam i kocham. Nasze szlaki do tej pory przecinały się wszędzie ale nie w Bieszczadach, a tym razem się udało!
Cisza, pasuje do Bieszczad jak mało kto, bo choć pochodzą z północy to, w duszy jakby byli właśnie stąd. Mają w sobie wędrowców i Bieszczadzkie Anioły i Połoniny i górskie opowieści... wszystko to, za co Góry się kocha... mają też kilka utworów, które łagodzą tęsknotę za Górami, wędrówkami i szlakami w pochmurne bądź zimowe dni... Na teraz- idealni. Bo po powrocie, choć pluchy jeszcze nie ma, tęsknię jak diabli!

A później, wyprawy! Nie będę w obu przypadkach narzekać na schody- schodów jest sporo. Kto zainteresowany Bieszczadami ten wie, a kto chce wiedzieć niech wygoogluje bo z pewnością o schodach więksi znawcy niż ja, pisali.
Pierwszego dnia sporo też było słońca, dzięki czemu mogliśmy siedzieć na szczycie Caryńskiej kilka godzin i chłonąć i podziwiać ile dusza zapragnęła. I tak z naładowanymi słonecznymi bateriami zamieszczonymi gdzieś pomiędzy duszą i sercem wróciliśmy z zapałem na szlak drugiego dnia.. Wetlińska przywitała Nas ogromną mgłą i choć widoczność była żadna to było pięknie, bo rześko i skaliście i tak, że można było wsłuchać się w kroki i iść... a przy zejściu pokłonić się pomnikom Ofiarom gór i ratownikom niosącym im pomoc oraz Jerzego Harasymowicza..
Bo góry to nie tylko szczyty, to przede wszystkim droga - a w tej drodze zapisane historie wędrowców, Bieszczadzkich Aniołów, poezji.. szczęścia ale też Ludzkich tragedii..
Bo góry, dla mnie- są jak życie, choć czasem trudne i niedostępne to jednak zawsze warto....



4 komentarze:

  1. "żeby w tych Górach zachował się jak Człowiek, a nie kompletny baran... zostawiając Nas na szlaku " no cóż niestety ja miałam "szczęście" do barana
    Agaciorka jak zawsze pięknie napisane. Dziękuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci szczęścia do nie baranów :) Bo jak góry to tylko z odpowiednimi ludźmi :)
      Ściski - dziękuje :)

      Usuń
  2. Uwielbiam ostatnie zdjęcie i ostatnie zdanie. :):):):)

    Magda

    OdpowiedzUsuń