Za
oknem śnieg, jesień już chyba za nami, choć pewnie jeszcze chwilami będzie o
sobie przypominać ale śmiało można powiedzieć, że mimo kalendarzowej jesieni
zrobiło się bardziej zimowo. I mimo zimna, nastąpiła dziwna moda, bo o ile do
głów bez czapek można się było przyzwyczaić, tak teraz zapanowała moda na gołe
kostki. I tak podziwiamy tą modę z koleżankami, z pewnym zdziwieniem – bo jaki
sens, jaka logika ubierać się na misia z góry na dół skoro u samego dołu kostki
nagie…
Noszę
skarpetki i nie wiem czy w dzisiejszej modzie to jakieś faux pas, ale zwykle
noszę też buty które w ogóle nie odsłaniają kostek… Prawdopodobnie jestem
modowym mamutem. U mnie w zimie
panuje całkowite zakrycie nóg, pleców i głowy. Bo z plecami, też nie zawsze
jest to takie oczywiste, swego czasu mnóstwo nastolatek chodziło w kurtkach,
których zadaniem było raczej odkrywanie niż zakrywanie, w celu wystawiania
pleców na widok publiczny - szczerze ta moda bolała mnie jeszcze bardziej. Bo
na punkcie nerek, jestem lekko przewrażliwiona i w swoim życiu staram się
zrobić wiele aby nie trafić na listę oczekujących na dializy czy wymianę nerek,
w przeciwieństwie do wspomnianych nastolatek. Tylko, że one o tym, że pchają
się pod skalpel i w prawdziwe zdrowotne kłopoty jeszcze nie wiedzą.
Nie
chodzi tu o to aby kogokolwiek straszyć. Ale czasem by można było uświadamiać.
Uświadamiać, że nie tylko narkotyki czy sex mają konsekwencję ale nie ubieranie
się, picie energetycznych napoi również. Ale o napojach może kiedy indziej…
Ale
o nieubieraniu, nie dbaniu i lekceważeniu przeziębienia i grypy dziś. Bo też
nie byłabym taka mądra, gdyby nie spotkani na drodze perypetii medycznych
ludzie. Ludzie, których grypa zaprowadziła do momentu kiedy walczyli nie tylko
z katarem, kaszlem ale walczyli o to aby żyć. I walka kończyła się
transplantacją serca. Dlaczego? Otóż grypa nie lubi kiedy się ją lekceważy, nie
doleczy do końca albo nie leczy się jej wcale udając, że problemu nie ma. A
nasz jedyny problem to walka o to, aby nie wziąć chorobowego w pracy, w szkole
czy na uczelni.. A nawet jeśli jesteśmy w stanie je wziąć i chwilę uwagi
poświęcić grypie to zapominamy, żeby rozprawić się z nią do końca. W ten sposób
grypa zamienia się w tak zwane zapalenie mięśnia sercowego – i znów, nie będę
się bawić w kardiologa, bo nim niestety nie jestem i nie będę wyjaśniać o co
dokładnie chodzi. Ale uwierzcie, że znacznie łatwiej jest czekać na wyleczenie
z grypy we własnym domu, syropkami, pod kołdrą we z książeczką w łapce, niż w
szpitalu czekając na przeszczep.
Jeśli
cokolwiek mogę Wam doradzić to po prostu dbajcie o siebie. Fakt, że może w
zimie tak szczelnie zapakowani nie wyglądamy modnie to i tak znacznie lepiej
niż z zamarzającymi kostkami.
Każde
konsekwencje nie pójścia do pracy przez tydzień albo dwa są znacznie mniej
poważne, niż te kiedy z grypą do niej chodzimy…