To prawdopodobnie będzie najdłuższy wpis na tym blogu, dlatego nim zaczniecie czytać, zapraszam WAS do Waszych kuchni po kawę, herbatę, kanapki czy co tam lubicie ale zadbajcie o to abyście nie umarli z głodu czy z pragnienia. A ja postaram się abyście nie padli z nudów i dobrnęli do końca.
Każdy Kto to zrobi zasługuje na medal- oczywiście z ziemniaka!
Rok 2017 przeszedł do
historii. Dwanaście miesięcy, to nie tylko perturbacje, zmiany w życiu ale
również wydarzenia, chwile, miejsca, książki, muzyka, o których chciałabym Wam
opowiedzieć. Myślę, że należy dzielić się takimi sprawami, głównie po to abyśmy
mogli wzajemnie się inspirować. Być może ktoś z Was zastanawia się co robić w
wolnych chwilach tego roku i uzna, coś co tu wymienię za naprawdę godne uwagi.
Książki
Każdy kto mnie zna, wie
że kocham czytać. Jednak z czytaniem miewam ogromne problemy, nie dlatego że
nie umiem ale dlatego, że nie zawsze jestem w stanie wciągnąć się w lekturę.
Mam czasem wrażenie, że pochłania mnie zbyt wiele spraw, zbyt dużo rozmyślam i
kiedy już znajduję czas na książkę, bardzo często po prostu nad nią zasypiam.
Jednak z tą książką
było zupełnie inaczej. Dla tej książki zerwałam niejedną noc, ale też na nią
obraziłam się i przerwałam czytanie na ponad tydzień. Nie dlatego że mnie
nudziła ale dlatego, że jej treść była momentami dla mnie zbyt…..
Małe
życie
Myślę, że nie ma osoby,
którą ta książka pozostawia obojętnym. Każdy kto ją przeczytał, a z kim
rozmawiałam, mówił że nie może o niej zapomnieć, ciągle myślami wraca do
bohaterów i że realnie przejmował się ich losami.
Małe życie, to powieść
o przyjaźni jaka łączy czterech dorosłych mężczyzn. To piękna, acz momentami
skomplikowana relacja ale i odkrywanie
wzajemnych historii, wcale nie łatwego życia. To książka, która pozwala
czytelnikowi zaprzyjaźnić się z bohaterami, po to aby kilka stron później mógł
z nimi przeżywać, płakać, czasem śmiać się.
Brzmi dość banalnie-
prawda?
Nic bardziej mylnego, Hanya
Yanagihara, to autorka niezwykle odważna, bo w jednej powieści poruszyła kilka
tematów, które nazywane są przez niektórych za kontrowersyjne. To opowieść o
tym, że czasem mimo usilnych starań nie można zostawić nawet najbardziej przeraźliwych
wydarzeń za sobą…. To opowieść o konsekwencji, nie tylko wyborów czy czynów ale
przede wszystkim wydarzeń, które były naszym udziałem, a na które nie mieliśmy
zupełnie wpływu.
Mocna, momentami
przerażająca i obrzydliwa ale też ucząca, uświadamiająca i niestety bardzo, ale
to bardzo prawdziwa. Bo choć przecież wydarzenia, które były udziałem bohaterów
nie były realne, to doskonale wszyscy wiemy, że każdego dnia ktoś: dziecko,
kobieta, mężczyzna, po prostu człowiek, doświadcza tak traumatycznych wydarzeń,
jakim jest chociażby przemoc.
Dla mnie ta książka to
nie tylko nauczyciel, który zwraca uwagę, aby być bardziej czujnym, aby mieć
oczy dookoła głowy i zawsze reagować – bo to naprawdę ma znaczenie.
Ta książka to także
podróż przez życie z bohaterami z którymi się zaprzyjaźniłam i będę pamiętać ich
historię i ich samych na całe życie..,
Mimo tego, że nigdy nie
zapomnę bohaterów Małego życia, drugi raz nie przeczytam tej książki, z tego
samego powodu, z którego nie polecam tej książki tym wszystkim, którzy są
wrażliwi, spodziewają się dziecka, mają problemy ze zdrowiem na tle nerwowym –
uważam po prostu, że Małe życie – jest wielką, niesamowitą historią, z którą
należy się zmagać tylko wtedy, jeśli jest się w stanie to wszystko „jakoś” wytrzymać….
Wszyscy, z którymi
rozmawiałam o tej książce zgodzili się ze mną, co do wrażeń, ale zgodzili się
też co do tego, że po Małym życiu – naprawdę trudno zabrać się za czytanie,
trudno znaleźć coś godnego uwagi….
Ale znalazłam! Książkę
do której podczas tego roku wracałam często i ciągle mnie bawiła, ale głównie
wzruszała.
Opowiedz swoją historię
Każdy, kto sercem, duszą, bądź czymkolwiek macie, jest związany z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy – znajdzie prawdziwą przyjemność, w książce Opowiedz swoją historię. Książka ta to nic innego jak zbiór zebranych przez Fundację opowieści: wolontariuszy, dobrych aniołów, dzieciaków uratowanych przez Orkiestrę i ich rodziców.
To ogromna ilość
uśmiechu, wspomnień. Czasem też tych bolesnych, związanych z chorowaniem czy
pobytem w szpitalu ale jednak zwycięskich bo zakończonych leczeniem dzięki
sprzętowi zakupionemu przez Fundację. Każda opowieść, to argument na pytanie
dlaczego jestem wolontariuszem Orkiestry i dlaczego będę z Nią grała do końca
świata i o jeden dzień dłużej.
Tej książki nie
czytałam, od deski do deski – czasem otwierałam i otwieram, na dowolnej stronie
czytam jedną, dwie historie- wzruszam się i odkładam książkę na półkę. Ciągle
przy tym czując ogromną dumę, że Polska ma taką Wielką Orkiestrę Świątecznej
Pomocy, a ja mogę być jej częścią.
Tej książce wydawniczo,
może i można mieć coś do zarzucenia – bo znajdziecie w niej błędy, ale w tym
jest jej cały urok, bo jest pisana przez ludzi, nie edytowana, nie poprawiana –
a potrafi wzruszyć znacznie bardziej, niż nie jedna dopracowana na tip top
książka…
Tuk
tuk – Cinema, to ostatnia książka jaką chciałabym
Wam polecić, szczególnie wszystkim tym, którzy chętnie daliby autorowi zabrać
się we wspólną podróż po Indiach, po Nepalu, wzdłuż Gangesu i to nie byle czym,
bo skuterem! Mnóstwo książek przeczytałam o podróżowaniu, większość z nich
zachwyca, zwłaszcza kiedy podróż, czy wędrówka odbywa się po zakątkach dla mnie
wymarzonego wschodu. Jednak ta książka jest inna bo i sposób podróży i cel są
dość niestandardowe. Otóż autor podróżuje z objazdowym kinem! W dalekich
zakątkach wchodu wyświetla, głównie dzieciakom ale i nie tylko nasze rodzime
kino. Bolek i Lolek dzięki autorowi zawędrowali, aż do wiosek położonych daleko
w górach, po to aby móc nieść radość. Autor w przezabawny sposób opisuje swój
pobyt w tych niezwykłych miejscach, swoje zmagania z kinem, ale też ze
skuterami. Z całego serca polecam Wam tą książkę, również po to abyście
uwierzyli, że marzenia, nawet o tych najodleglejszych podróżach, można
realizować- czasem zupełnie inaczej.
Robb Maciąg - Tuk Tuk cinema |
Muzyka
Muzyka towarzyszy mi
niemal non stop. Trudno określić po jakie gatunki sięgam, bo nie lubię i nie
umiem dzielić muzyki na działy, ale jeśli ktoś by mnie zmusił do dokonania
takiej weryfikacji, to moje serce kocha poezje śpiewaną, ale również rock –
jego różnorodne brzmienia i gatunki.
Jedną z płyt po jaką
często sięgałam w ubiegłym roku, jest płyta wydana już sporo lat temu bo w roku
2003 i należy do tak zwanej Krainy łagodności.
Agata
Rymarowicz – Pamiątki,
Płyta, jak już wspomniałam ma kilka dobrych lat. Jednak nieuczciwie byłoby o niej nie wspomnieć. Jestem osobą, która jeśli wpadnie mi coś w ucho, to mogę słuchać tego czegoś niemal non stop, i dokładnie tak było i jest z tą płytą.
Płyta zawiera
trzynaście utworów, w większości są to autorskie utwory pani Agaty, ale także na
przykład pieśni ludowe. Dla mnie wszystkie one są przewspaniałe i w
niewyjaśniony dla mnie sposób pachną wiosną.
Mimo, że Pani Agata
dość często, z tego co mi wiadomo wędruje po uliczkach Krakowa, bardzo trudno
jest namierzyć jej koncerty, ale mam nadzieje że w końcu mi się uda.
Agata Rymarowicz - Pamiątki |
Nie opuszczając Krainy
łagodności, chce polecić Waszej uwadze jeszcze jedną płytę. I każdy kto mnie
zna doskonale wie, że musi tu się znaleźć płyta Ciszy jak ta.
Cisza jak ta, to jeden
z tych zespołów, który towarzyszy mi, a ja jemu od bardzo dawna. I moim
zdaniem, są wspaniali zarówno na płytach, jak i koncertach. Jeśli chcielibyście
zawędrować do muzyki Krainy Łagodności, a nigdy tego nie robiliście, to myślę
że są wspaniali do polecenia. Jeśli zaś muzyka Krainy Łagodności jest Wam
znana, to prawie na pewno znacie i Ich.
Cisza jak ta- Nieobecność
To płyta wydana w 2017 roku. Znajdziecie na niej dwanaście utworów, głównie poezje Aleksandry Bacińskiej, ale także między innymi Tomasza Borkowskiego.
Nieobecność i jej stała
towarzyszka tęsknota, to nieustające natchnienie dla poetów i muzyków, bo
przecież każdy zmaga się z tęsknotami i nieobecnością, która obecnie przybiera
różnorodne formy… O poezji trudno jest mówić, dlatego po prostu polecam Wam
zasłuchać się w Nieobecności – Ciszy, chociażby po to aby być bardziej obecnym…
Cisza jak ta - Nieobecność |
W zeszłym roku, podobnie jak w poprzednim kiedy to
wybrałam się pierwszy raz w życiu na Operetkę, doświadczyłam zetknięcia się z
muzyką różnych chórów. Nie jestem w stanie wymienić na jakich konkretnie
koncertach chórów byłam ponieważ naprawdę na tym się nie znam, ale wiem że
wśród nich był koncert Chór Magdalen
College, Oksford.
Muszę przyznać, że mimo swojej ignorancji i
nieznajomości tematu to występ tego Chóru zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Dlatego, nawet jeśli na czymś się nie znacie, jakiś gatunek muzyki jest Wam
totalnie obcy, to czasem warto dać się zaciągnąć na takie wydarzenie..,
chociażby po to aby wiedzieć czy warto wrócić w przyszłości czy raczej
zapomnieć.
Jednak poza takimi, dla siebie obcymi formami byłam
oczywiście na wydarzeniach związanych z moimi upodobaniami.
Przy płytach wspomniałam o koncertach zespołu Cisza
jak ta- dla mnie tradycją jest, że w ciągu roku bywam na ich koncertach, tak
często jak się tylko da, czyli tak często jak ich drogi krzyżują się z moimi.
Ich muzyka jest po prostu „moja”. Jeśli ktoś z Was nigdy nie był na ich
koncercie, a poszukuje możliwości pośpiewania, jak również sprawienia swojej
duszy trochę uśmiechu i wzruszeń to jestem przekonana, że się nie zawiedziecie.
Dzięki
Ciszy jak ta, w tym roku również miałam okazje uczestniczyć na koncertach: Pana
Leonarda Luthra jak
również Słodkiego całusa od Buby. Mimo,
że na tych koncertach byłam początkiem tego roku, to często wracam do nich
wspomnieniami.
W
przypadku pana Leonarda, było mi niezwykle miło móc go usłyszeć, po tylu latach
słuchania na jednym z krążków. Z Jego twórczością zapoznał mnie mój Tato,
wspaniale było usłyszeć, że utwory znane z płyty, brzmią na żywo jeszcze
lepiej. Pan Leonard jest człowiekiem niesamowitym, człowiekiem który wspaniale
nie tylko śpiewa i gra, ale również opowiada, zwłaszcza o swojej ukochanej
Bydgoszczy. Podejrzewam, że każde miasto chciałoby mieć Pana Leonarda za
swojego mieszkańca, po to aby o nim tak opowiadał.
Słodki całus od Buby jest mi
znany dzięki swoim własnym szperaniom i poszukiwaniom w internecie, bycie na
ich koncercie to prawdziwa gradka. Nie da się wyjść z takiego koncertu nie
rozśpiewanym i niezadowolonym, po prostu uśmiech nie schodzi z twarzy – bo
dwóch muzyków (na takim koncercie ja byłam) potrafi w cudowny sposób rozśpiewać
słuchaczy ale też rozbawić anegdotkami.
Poza
Krainą Łagodności, na uwagę zasługują dwa Woodstockowe koncerty na jakich byłam
w tym roku. Na Woodstocku było oczywiście znacznie więcej koncertów, a i ja
byłam na kilku z nich ale te dwa szczególnie zapadły mi w pamięci.
Wilki na Woodstocku
Myślę,
że podobnie jak koncert Budki Suflera – który odbył się na Woodstocku w 2014
roku tak i koncert Wilków wylądował w planach niemal większości
Woodstockowiczów. Trudno bowiem przejść obojętnie obok takiego wydarzenia, obok
koncertu zespołu przy którym wielu z nas dorastało, przeżywało pierwsze poważne
przygody, zakochiwało się – wiadomo, przeżywało swoją młodość- czasem bardzo
młodą młodość. Tym bardziej, że zespół postanowił przedstawić nam swoje utwory
sprzed wielu lat. Nie jest tajemnicą, że są utwory które nigdzie nie zabrzmią
tak dobrze jak na Woodstocku i myślę, że właśnie tego mogliśmy doświadczyć
chociażby w przypadku utworu „Aborygen”.
Drugim,
a w zasadzie dla mnie numerem jeden z Woodstockowych koncertów był koncert Hey na Woodstocku
Mnóstwo
osób czuje sentyment do Kasi Nosowskiej i Hey- dla mnie marzeniem było być na
ich koncercie właśnie na Woodstocku. Najpiękniejszy Festiwal i jeden z
ukochanych zespołów – wiedziałam, że będzie doznaniem niezapomnianym. Marzenie
to zostało spełnione podwójnie, ponieważ Hey wystąpiło na Woodstocku również w
roku 2016, a w tym gościło w ramach docenienia przez publiczność Złotym
Bączkiem.
Jest
to dla mnie szczególne wspomnienie, ponieważ pod koniec roku zawiesił swoją działalność.
Znacznie łatwiej było mi przyjąć tą wiadomość, mając w pamięci tegoroczny
koncert. Żałuje bardzo, że nie zdołałam być na koncercie z trasy pożegnalnej,
ale temu Woodstockowemu również niczego nie brakowało. Kasia Nosowska w
zasadzie nigdy nie zawodzi, a jej teksty niezależnie od tego sprzed ilu lat są
poruszają tak samo….
Filmy
Z
wymienionych kategorii, filmy są tą do której najrzadziej zaglądam. Dość trudno
mnie zaciekawić, bardzo często opuszczam pokój w którym moja rodzina ogląda
film, a jeśli już to najczęściej umiem usiedzieć na animacjach. Mimo tego, w
tym roku widziałam trzy filmy godne uwagi, i tak się składa że wszystkie trzy
są filmami biograficznymi.
Początkiem
tego roku było głośno o Sztuce kochania. Prawie
każdy był na tym filmie w kinie, albo przynajmniej każdy o nim słyszał! A jeśli
nie, to absolutnie musicie się przyjrzeć zarówno filmowi jak i Pani Michalinie
Wisłockiej.
Moją
uwagę przyciągną nie tyle aspekt prywatnego życia pani Michaliny, które było
dość skomplikowane i nie zawsze łatwe, lub takie o którym zwykło się marzyć ale
jej społeczna działalność, jej nieustająca walka o to, by móc mówić o Sztuce
kochania i by mówić o niej bez tabu…
Złożyło
się tak, że film ten promowano w momencie kiedy w Polsce trwały głośnie
dyskusje o tym jaka powinna być „prawdziwa” kobieta, czego pragnąć, jak żyć.
Zderzenie światów, przeszłości lat 80 i teraźniejszości osobiście mnie
poraziło, bo niby zmieniło się tak wiele, a nie zmieniło najważniejsze… Otóż
nadal kilku smutnych panów z równie smutnymi paniami próbuje decydować o tym
jakie jesteśmy lub chociaż jakie powinnyśmy być, o tym która z nas jest
bardziej, a która mniej wartościowa, czego powinnyśmy pragnąć, jakie decyzje
podejmować, co czuć….
Kolejnym
filmem jaki udało mi się zobaczyć był film, który obejrzałam z rocznym
opóźnieniem, bo film jest z 2016 roku.
Ostatnia Rodzina
Podobnie
jak cała twórczość Beksińskiego i jego malarstwo, tak samo film o Nim i jego
rodzinie wywarł na mnie ogromne wrażenie. Każdy kto zetknął się z życiorysem
pana Zdzisława ale także jego syna Tomasza domyśla się, że nie jest to film
łatwy, ani też taki który poleciłabym na relaksujący wieczór. To raczej film i
historia taka, która na długo zostaje w pamięci, a jej treść jest może nie tyle
kontrowersyjną ale przede wszystkim niecodzienną.
Relacje
poszczególnych członków rodziny, traktowanie siebie nawzajem. Z jednej strony
artystyczne dusze ojca i syna prowadzą do sukcesów w artystycznych
działalnościach, z drugiej nadwrażliwość na otaczający świat staje się
przyczyną tragedii, która dotyka rodzinę Beksińskich. Nurtuje mnie czy
zetknięcie wrażliwej duszy z mrocznością twórczości pana Zdzisława mogło mieć
aż tak zgubny wpływ na jego syna..
To
jeden z takich filmów o którym trudno jest opowiedzieć, ale na pewno taki który
warty jest zobaczenia. Twój Vincent,
z
wymienionych filmów ten na pewno zasługuje na miano dzieła sztuki, w zasadzie
jest dziełem sztuki.
To
nie tylko film opowiadający życie, a przynajmniej część życia Vincenta Vangoga
ale przede wszystkim niezwykły hołd oddany artyście. Ponad stu artystów
zdecydowało się na stworzenie filmu, opowiadającego o losach malarza-
wykorzystując znany z jego obrazów styl malowania.
Kiedy
jeden reżyser i jeden scenarzysta pracują nad filmem ich nazwiska są znane
publiczności, kiedy tak wielu artystów tworzy obrazy, nazwisko pojedynczego
staje się jednym z wielu i jest nie rozpoznawalne – choć w tym wypadku powinno,
każdy kto przyłożył pędzel, kto pracował nad obrazem, grafiką w tym filmie
zasługuje na Oskara.
Poza
walorami artystycznymi i niezwykłą metodą jaką jest wykonany ten film, jego
fabuła ogromnie mnie wciągnęła. Film opowiada o mężczyźnie, który na życzenie
swojego ojca listonosza próbuje dostarczyć ostatni list Vangoga do jego brata.
Podczas próby dostarczenia listu, bohater poznaje ludzi którzy opowiadają mu o
Vincencie o jego ostatnich dniach, o tym jaki był i jakie relacje ich z nim
łączyły…
Sądzę,
że ten film jeszcze kiedyś, być może niedługo zobaczę.
Miejsca
Ciekawym
jest, że dwa filmy, które wywarły na mnie ogromne wrażenie opowiadają o
malarzach, podczas gdy ja, absolutnie na malarstwie się nie znam. Być może
spałam na lekcji plastyki, ale głównie zapamiętałam z niej nudne malowanie
martwej natury dlatego mimo, że czasem gości u mnie w dłoni ołówek i kredki to
nie mam ani specjalnego talentu, ani wiedzy.
Dlatego
też kiedy zostałam zaproszona na wspólne popołudnie do Muzeum przez moją
Przyjaciółkę, mina nieco mi zrzedła kiedy okazało się, że idziemy na wystawę malarstwa Polskiego z XIX wieku. Pomyślałam
sobie, że z moją wiedzą, a raczej jej brakiem będę się totalnie nudziła, nie
wynosząc z muzeum nic dla siebie. Znów okazało się, że byłam w totalnym
błędzie.
Kraków moim okiem :) |
Tą
wystawę możecie na stałe oglądać w Sukiennicach w Krakowie i nie wiem czy to my
miałyśmy takie szczęście, czy tak jest zawsze ale Pani przewodniczka była
wprost genialna. Moja rodzina śmieje się ze mnie czasem, że kiedy coś bardzo
mnie zaciekawi to dosłownie opada mi szczęka i obawiam się, że w muzeum moi
współtowarzysze mieli okazje oglądać taką wersję mnie.
Gdyby
tylko tak jak ta Pani nauczyciele w szkołach opowiadali o historii naszego
kraju, o jego dorobku, w zasadzie o czymkolwiek – to jestem przekonana, że nie
musieliby nigdy nikomu wpisać jedynki, a nas zainteresowanych, zaciekawionych
byłoby znacznie, znacznie więcej.
Poza
oczywistym wgapianiem się w sztukę, co akurat uwielbiam, Pani przewodnik
opowiadała o symbolach w malarstwie, jak ono działało na społeczeństwo,
dlaczego niektóre postaci były malowane tak, a nie inaczej i naprawdę robiła to
zajmująco… Dlatego jeśli tylko jesteście w Krakowie albo zamierzacie być to ja
z całego serducha Wam tą wystawę polecam.
Jeden rok, trzy ZOO
Surykatki w Krakowskim ZOO |
Niezależnie
czy znajdujecie się w okolicach lub w samym: Poznaniu, Krakowie czy Warszawie,
może nie teraz zimą ale już na pewno wiosną chciałabym polecić Wam Zoo. Miejsca
w których można przede wszystkim odpocząć, odetchnąć i nagapić się na coś
najpiękniejszego- bo moim zdaniem nie ma nic piękniejszego niż natura.
Zdania
co do słuszności istnienia Ogrodów Zoologicznych są podzielone. Zwolennicy
zwracają uwagę, że wiele gatunków zwierząt przetrwało tylko dzięki ich
istnieniu jak również na to, że osobniki jakie u nich mieszkają są w niewoli od
urodzenia. Przeciwnicy uważają z kolei, że zwierzęta powinny być wolne, bez
wyjątku. Osobiście mam mieszane odczucia i jeśli bywam w Ogrodach zoologicznych
to tylko takich co do których wiem, że zwierzęta są przytrzymywane w dobrych
warunkach.
najmłodsza i najmniejsza ze Żyraf - ZOO Kraków |
i naprawdę malutka Kawia domowa - zwana świnką :) |
Te
trzy Ogrody Zoologiczne z pewnością do takich należą. Miałam lekkiego pecha
jeśli chodzi o Zoo w Poznaniu bo większość zwierzaków była akurat pochowana –
ZOO przechodziło remont, ale wyobrażam sobie że teraz musi być tam naprawdę
pięknie, bo tak właśnie się zapowiadało.
Największe
wrażenie wywarło na mnie miejsce w Warszawskim ZOO – zaaranżowane na dżunglę.
Nigdy chyba nie poczuje jak to jest być w prawdziwej dżungli, ale miło było
poczuć chociażby jej namiastkę. Ilość odcieni zielonego, dźwięki śpiewających,
świergoczących, popiskujących ptaków, które ma się niemal „na wyciągnięcie
ręki”. Cudo!
W
Krakowskim Zoo byłam już kilka razy i za każdym razem niesamowite wrażenie robi
teren ZOO, bo zajmuje ono naprawdę sporą powierzchnię dzięki temu, że znajduje
się na obrzeżach Krakowa, a nie w samym jego centrum.
Nie
wiem od kiedy, ale ja po raz pierwszy widziałam woliery z dużymi kotami. I
przyznam, że to robi wrażenie. Możliwość podejścia do szyby, za którą spacerują
lwy i świadomość, że są „na wyciągnięcie ręki”, na nasze szczęście jednak
uniemożliwia to szyba sprawia, że ma się gęsią skórkę. Ta bliska odległość
uświadamia też ogrom tych zwierząt…. Myślę, że gdyby taki lew, czy tygrys
miałby ochotę wyjść za tych krat, podobnie jak w wierszyku, chętnie by mnie
zjadł – nawet bez konieczności wcześniejszego przewracania…
jeden z ogromnych Kociaków - Gepard |
imponujący Król zwierząt - Kraków ZOO 2017 |
Jeśli
już będziecie w Krakowie – poza wystawą o której wspomniałam i Ogrodem
Zoologicznym z całego serducha polecam Wam Kazimierz. Najlepiej polecam Wam go
z kimś kto potrafi opowiadać, bo o tej dzielnicy Krakowa naprawdę warto się
dowiedzieć i ją zobaczyć. A gdy już tam będziecie i będziecie zastanawiać się
gdzie wejść to zawędrujcie do kawiarni Cheder. Zapewniam, nie pożałujecie.
Mam
nadzieje, że któraś z moich propozycji przypadnie Wam do gustu, że któraś z
nich sprawi że będzie mieli milszy, inspirujący wieczór bądź zawędrujecie w
któreś z polecanych miejsc.
Może że Ktoś zasłużył na medal z ziemniaka docierając do tego miejsca?
Czy Wy też doświadczyliście pięknego spotkania z muzyką, miejscem, filmem w 2017 roku? Z mojej strony postaram się, od czasu do czasu polecać Wam „coś ciekawego”.
Muszę przyznać, że samo wspomnienie o tym wszystkim było dla mnie miłym podsumowaniem poprzedniego roku i życzę i Wam i sobie aby i ten rok był inspirujący.
Czy Wy też doświadczyliście pięknego spotkania z muzyką, miejscem, filmem w 2017 roku? Z mojej strony postaram się, od czasu do czasu polecać Wam „coś ciekawego”.
Muszę przyznać, że samo wspomnienie o tym wszystkim było dla mnie miłym podsumowaniem poprzedniego roku i życzę i Wam i sobie aby i ten rok był inspirujący.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz