Dwadzieścia lat temu, o tej porze byłam już po. Dwadzieścia lat temu, to moje nowe drugie życie właśnie się rozpoczynało. Ale te dwadzieścia lat temu nic nie było jeszcze takie oczywiste.
Pamiętam, ten najważniejszy telefon, pamiętam emocje, pamiętam długie oczekiwanie w lekarskim gabinecie, przeciągające się badania, wątpliwości na twarzach Lekarzy, ale i wiarę Nas Wszystkich, że się uda.
Myślę, że ani ja wtedy, ani Oni - nikt nie przypuszczał, że uda się aż tak.
Choroba nie była dla nie zbyt uciążliwa, choć obciążała organizm. Miałam wówczas jedenaście lat, a mało który lekarz wierzył, że przeszczep może się udać. Dano mi 1% szans.
Początki nie były łatwe. Choć mam mnóstwo dobrych, ciepłych wspomnień z Intensywnej Terapii i Izolatki. Mimo, że pamiętam te wszystkie dobre momenty: kiedy przychodzili Rodzice, kiedy Lekarze i Pielęgniarki grali ze mną w Piotrusia, kiedy jeden z Lekarzy cały parapet mojej szpitalnej sali ozdobił zwierzakami origami. Ale pamiętam też, że usypiano mnie nie tylko na przeszczep, ale i później, że były momenty kiedy nie mogłam oddychać, że wyniki wcale nie od razu były dobre, że wymiotowałam po każdych lekach, że na nic nie miałam sił, że uczyłam się chodzić i oddychać, że mój organizm, który przed jedenaście lat walczył z chorobami, teraz walczył o przeżycie.
I nie piszę tego, po to aby Komukolwiek było smutno. Nie piszę, aby mi Ktoś współczuł bo przecież jestem i mam się całkiem dobrze, jak na te wszystkie przygody. Piszę, bo wiem, że tak samo jak w moim tak i w życiu, kogoś z Was może być naprawdę ciężko... Ale awet jeśli jest 1% szans, to znaczy, że ma prawo się udać...
Mi się udało.
Pamiętam, bardzo dokładnie swoje pierwsze przeszczepowe urodziny. Pamiętam niezwykle piękny tort i ciasteczka które pojechały ze mną i Rodzicami do Kliniki w której dostałam Nowe Życie. Bardzo czekałam na te pierwsze urodziny, potem na każde kolejne.., na te dwudzieste też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz