Dawno temu podczas zajęć integracyjnych na studenckim obozie, wybieraliśmy sobie tak zwane Indiańskie imię. Grupa mogła nam je zasugerować, a My mogliśmy je albo zatrzymać albo wybrać inne.
Uznano, że powinnam nosić imię: Ruda dusza. Motywowano to tym, że mimo niskiego wzrostu, raczej trudno mnie nie zauważyć, że lubię rozmawiać z Ludźmi, jestem (chyba wówczas byłam bardziej) towarzyszka, wygadana.. no i oczywiście byłam wtedy też intensywnie, marchewkowo ruda. Imię zatrzymałam.
Dziś gdybym miała, to aby być w zgodzie z własnym sumieniem musiałabym nazwać:się Słomiany zapał.
Otóż naprawdę, ze wszystkich cech jakie posiadam, ta wybija się ponad wszystkie i właśnie tej szczególnie nie lubię. Myślę, że towarzyszy mi nawet częściej niż lenistwo: bo lubię robić rzecz, być w różnych aktywnościach. Ale trudno mi się zmotywować do działania, nawet takiego które lubię i które sobie sama wybrałam. A może zwłaszcza do takich.
Tak jest: z pisaniem, z jogą, z malowaniem i z kilkoma rzeczami jeszcze. Nawet jeśli coś sprawia mi ogromną frajdę i wiem, że naprawdę CHCE to robić. To zwyczajnie odkładam to na "później", a to później, czasem wcale nie nadchodzi.
Gdyby jeszcze chodziło o rzeczy przykre, o rzeczy których nie lubię, to ja rozumiem. Nie żebym do tych szybciej się zabierała, bo np. kiedy uznałam, że nie znoszę, nie umiem i nienawidzę prasować - zaprzestałam tej czynności prawie wcale. Prasuję od wielkiego dzwonu, ale takiego naprawdę sporego, coś jak Dzwon Zygmunt. Na szczęście, niedawno jacyś naukowcy poszli mi na rękę i stwierdzili, że nie prasując pomaga się Matce Ziemi i nie przyczynia się, aż tak do tych wszystkich złych zmian klimatycznych. Chociaż mam argument.
W każdym razie, gdyby tylko chodziło o te złe, znienawidzone rzeczy, ale chodzi też o te wszystkie wyżej wymienione i tak naprawdę, sama siebie nie rozumiem.
Czy nie podejmuję ich ze strachu przed ewentualną porażką, że: nie narysuję, nie napiszę, tak dobrze jak bym chciała? Nie pisząc i nie malując robię sobie jeszcze większą krzywdę....
Ostatnio Przyjaciółka uświadomiła mi, że Ona ma z ćwiczeniami na siłowni, dokładnie tak jak ja ze swoją jogą. Przed: o ile ja się nazwlekam, najęczę sama przed sobą, a kiedy już rozwinę matę i na niej stanę to pełnia szczęścia. Już wtedy od razu wiem, że zrobiłam najwłaściwszą rzecz i nie było ani razu tak, abym w trakcie lub po żałowała. Zawsze jestem z siebie zadowolona, zawsze czuję się lepiej....
I tak mam z pisaniem, z malowaniem. Ale odwlekam.
I autentycznie, chciałabym znaleźć sposób na samą siebie: jak już nie zwlekać....
Póki co próbuję sposobu z zapisywaniem: wszystkie te czynności planuję dokładnie tak samo jak planuje się obowiązki. I wtedy, no wtedy czasem coś z tego wychodzi.
Może ktoś z Was zna przyczynę albo chociaż wie, jak to coś zmienić?
Pamiętaj- jak coś zrobisz co lubisz, zawsze będziesz zadowolona - i to powinno Cię motywować 😉
OdpowiedzUsuńOby mi się udało wytrwać w postanowieniu działania :) Powinnam zaczerpnąć inspiracje od Ciebie bo kto, jak kto ale Ty o pasjach nie zapominasz :) Buźka Tatuś :*
UsuńAgatko,bądź sobą. Spełniaj marzenia, żyj pełnią życia, uśmiechaj się każdego ranka. Cieszmy się z małych rzeczy bo wzór na szczęście jest zapisany w nich
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Tak właśnie się staram każdego dnia.
Usuń