niedziela, 28 sierpnia 2016

18. Cieszanów Rock Festiwal.. tych kilka upalnych dni w niesamowitym Cieniu

Wszędzie dobrze, choć w domu najlepiej. Ostatnio bardzo mało mnie w domu, częściej niż do szaf, zaglądałam do plecaka, zamiast spać we własnym łóżku spałam w namiotach, łóżkach Ludzi którzy przyjmowali mnie w podróży czy na schroniskowych pryczach... Znowu na chwilę wróciłam. Mam poczucie, że tym razem chwila będzie nieco dłuższa.
Czas odpocząć. Chyba :)
Ostatnim z moich miejsc pobytu był Cieszanów, wróciłam - Cieszanów Rock Festiwal- to mój, jak sądzę, ostatni namiotowy festiwal w tym roku. Cieszanów był czwartym festiwalem, zaczęło się od nie namiotowej  3 Majówki we Wrocławiu, w Namysłowie z przyjaciółmi bawiliśmy się na Czochraj Bobra (wiem, nazwa robi wrażenie) Fest, tradycyjnie też był Najpiękniejszy Festiwal Świata- Woodstock, i wraz z przyjaciółką zamknęłam przygodę kilkudniowych Festiwali właśnie w Cieszanowie. Kolejne, w przyszłym roku... 

Festiwale to nie tylko scena i muzyka. Jednak tworzy ona klimat i to na jej podstawie decyduje czy dany Festiwal jest dla mnie czy też nie.. Nie oznacza to, że znam każdy zespół i mam przesłuchane i sprawdzone wszystkie kapele występujące na Festiwalu... Na tym nie miałam, na wcześniejszych również. Zwykle znam i wiem o koncercie kilku kapel, na które staram się dotrzeć - z różnym rezultatem, a pozostałe koncerty to spontan... 

Z Cieszanowa zapamiętam harce z małą dziewczyną przy muzyce Farben Lehre, Arkę Noego, mądre teksty Luxtorpedy no i bezbłędnego, dającego radę Kazika. Kazika, który każdego dnia Festiwalu dawał naprawdę dobre koncerty, tak dobre że nogi odpadały i niemal każdy chociaż na chwilę musiał zrobić sobie moment odsapki - On nie. Każdy kto Kazika zna ten wie, na co można liczyć i moim zdaniem, przez te wszystkie trzy dni pokazał wszystko co najlepsze... Choćby dla Niego było warto ale jednak najważniejsze to Ludzie...

z moją Festiwalową towarzyszką- Marta dziękuję :*

LUDZIE. A do tych Razem z Martą miałyśmy ogromne szczęście. 
Na polu namiotowym szukałyśmy CIENIA i tak spotkałyśmy Jego twórców z którymi spędziłyśmy cały Festiwal, zintegrowałyśmy się, bawiłyśmy się i toczyłyśmy rozmowy o chyba dosłownie wszystkim... 
Ci Ludzie - trafią tu, bo trafili też do kontaktów, a ich miejsca zamieszkania do mapy "do odwiedzenia kiedyś" i to dla Nich największy UŚCISK.  

Niesamowite jest, jak bardzo takie miejsca i takie momenty otwierają Ludzi na Ludzi, jak bardzo Wszystkim towarzyszy uśmiech, wzajemne wsparcie i pomoc.... 
A potem wraca się do rzeczywistości i nie można pojąć skąd u Ludzi tyle smutku na twarzy, skąd zdziwienie i oburzenie kiedy Komuś podaruje się uśmiech...  I chyba to najbardziej chciałabym przekalkować, przenieść, rozmnożyć i włożyć w rzeczywistość.. 

Cieszanów pozostanie na mapie Festiwali zarówno u mnie i Marty na dłużej. I mamy nadzieje, że spotkamy się znów z twórcami i Ludźmi Cienia :) 



niedziela, 14 sierpnia 2016

17. a góry się piętrzą i rosną do nieba...

Pamiętam swój pierwszy szczyt w Bieszczadach. Pamiętam też jak bardzo czekałam na tą wędrówkę i co czułam kiedy znalazłam się koło Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej, po raz pierwszy. Myślę, że takie albo podobne uczucia towarzyszą zdobywcom K2 albo innych 8-tysięczników, tylko im z oczywistych powodów brakuje tlenu i szybko muszą opuścić szczyt- ja nie musiałam..
Miłość do gór przekazali mi w genach albo we krwi Rodzice, opowiadali mi o swoich wędrówkach i przygodach, a ja słuchając zawsze marzyłam, że Góry będą moim udziałem..
Minęły lata, Połoninę Wetlińską zdobyłam już kilka razy, zdobyłam też kilka innych szczytów- ale Wetlińska zajmuje w moim sercu wyjątkowe miejsce..
Poprzedni weekend spędziłam właśnie w Bieszczadach i znów było wyjątkowo. Po raz pierwszy "zdobyłam" dwie Góry- Połoniny, w dwa dni pod rząd. Poprzednie moje wyprawy trwały jeden dzień.
Wyjątkowość tej wyprawy to także Towarzysz - bo prawdą jest, że jeśli chce się poznać Człowieka to można zabrać Go w Góry - ale jeszcze lepiej kiedy owy Człowiek jest tak dobrany, żeby w tych Górach zachował się jak Człowiek, a nie kompletny baran... zostawiając Nas na szlaku albo robiąc cokolwiek głupiego... a mój Towarzysz z pewnością baranem nie jest i już na wstępie dziękuje Krzyś- za dokarmianie czekoladą, dźwiganie plecaka, zdjęcia i po prostu bycie! :)


Tym razem Bieszczady udało mi się przywitać koncertem Ciszy jak ta - Cisze znam i kocham. Nasze szlaki do tej pory przecinały się wszędzie ale nie w Bieszczadach, a tym razem się udało!
Cisza, pasuje do Bieszczad jak mało kto, bo choć pochodzą z północy to, w duszy jakby byli właśnie stąd. Mają w sobie wędrowców i Bieszczadzkie Anioły i Połoniny i górskie opowieści... wszystko to, za co Góry się kocha... mają też kilka utworów, które łagodzą tęsknotę za Górami, wędrówkami i szlakami w pochmurne bądź zimowe dni... Na teraz- idealni. Bo po powrocie, choć pluchy jeszcze nie ma, tęsknię jak diabli!

A później, wyprawy! Nie będę w obu przypadkach narzekać na schody- schodów jest sporo. Kto zainteresowany Bieszczadami ten wie, a kto chce wiedzieć niech wygoogluje bo z pewnością o schodach więksi znawcy niż ja, pisali.
Pierwszego dnia sporo też było słońca, dzięki czemu mogliśmy siedzieć na szczycie Caryńskiej kilka godzin i chłonąć i podziwiać ile dusza zapragnęła. I tak z naładowanymi słonecznymi bateriami zamieszczonymi gdzieś pomiędzy duszą i sercem wróciliśmy z zapałem na szlak drugiego dnia.. Wetlińska przywitała Nas ogromną mgłą i choć widoczność była żadna to było pięknie, bo rześko i skaliście i tak, że można było wsłuchać się w kroki i iść... a przy zejściu pokłonić się pomnikom Ofiarom gór i ratownikom niosącym im pomoc oraz Jerzego Harasymowicza..
Bo góry to nie tylko szczyty, to przede wszystkim droga - a w tej drodze zapisane historie wędrowców, Bieszczadzkich Aniołów, poezji.. szczęścia ale też Ludzkich tragedii..
Bo góry, dla mnie- są jak życie, choć czasem trudne i niedostępne to jednak zawsze warto....



poniedziałek, 1 sierpnia 2016

16. 1 sierpień

Półtora miesięczna przerwa, której być nie powinno ale była, kilka wyjazdów, przeżyć i się nazbierało. Najgorzej dopuścić do przerwy, bo później trudniej wrócić. Ale jestem!
Dziś bardzo ważny dzień, i o tym dniu i tej dacie oraz kilku innych pamiętać należy.. 1 sierpnia - 72 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego.
Dawno już debatowano o słuszności bądź jego braku Powstania i pewnie dziś w jakiejś telewizji, w jakimś studio usiądą posępni panowie ściśnięci krawatami i będą przerzucać się argumentami czy warto było...
A moim zdaniem ani my, ani nikt inny nie powinien tego Powstania krytykować.. jedyne co powinniśmy to pamiętać i oddać hołd, każdy tak jak potrafi najlepiej. Może wpisem, może utworem, może modlitwą albo minutą czy dwiema ciszy...
To nie My musieliśmy walczyć o wolność, to nie My stawaliśmy przed wyborem walki, narażenia własnego życia i to nie My je narażaliśmy.
My dostaliśmy wolność. Dostaliśmy wolny kraj, w którym możemy bez przeszkód: działać; kochać; spotykać się z przyjaciółmi; marzyć; mówić, tworzyć, śpiewać i czytać po Polsku.
Kraj w którym dzieją się rzeczy piękne.
Kraj z którego od wczoraj wyjeżdżają zachwyceni pielgrzymi z różnych stron świata.
I choć sama nie byłam na Światowych Dniach Młodzieży to pięknie było nie tylko słuchać Papieża Franciszka ale też patrzyć na ludzi. Na ludzi - nie zawsze wiekiem, ale duchem na pewno, młodych, uśmiechniętych, radosnych, otwartych, pełnych tolerancji na drugiego..
Choć przecież, mówi się o Nas że nie grzeszymy tolerancją, to mam poczucie, że przez te kilka dni tolerancja i miłość wygrały...
I taki kraj i taką Polskę chciałabym widzieć codziennie, każdego dnia.
Mam wrażenie, że podczas takich dni jak ŚDM, czy Woodstock pokazujemy jak pięknie korzystamy z przywileju życia w wolności.
Jak pięknie umiemy korzystać i szanować WOLNOŚĆ o którą dla Nas walczono..
Dlatego jeżeli możemy coś zrobić dla Tych Osób i dla ich pamięci, to róbmy: pamiętajmy, szanujmy i czcijmy bez względu na politykę, religię czy cokolwiek... Oni walczyli również pomimo wszystko..