Dzień dziecka, to kolejne święto, które możemy obchodzić wszyscy. Wszystko zależy tylko od naszego nastawienia do świętowania, do tego czy w Naszym otoczeniu są Dzieci lub czy sami Dziećmi się czujemy. A moim zdaniem, warto. Warto mieć w sobie Dziecko i je pielęgnować, dbać o dostateczną ilość radości, przygód i możliwości spełniania marzeń, a także dbać o to, aby fascynacja i ciekawość światem nie uleciała nigdy niezależnie od ilości lat jaką na Ziemi przebywamy.. Z obserwacji świata i ludzi, wiem że można - niezależnie od wszystkiego, mieć małego człowieka w sobie, będąc całkiem dojrzałym i fajnym dorosłym- chyba zwłaszcza Ci fajni dorośli te przypisywane cechy dzieciom mają..
Dla mnie Dzień Dziecka - przez ostatnich kilka lat to głównie praca, praca animatora- i ani odrobiny luzu, praca przy malowaniu twarzy, plątaniu i kolorowaniu fryzur, przesypywaniu piasku, rzucaniu piłką, kręceniu kolorową chustą - kto tak pracował ten wie... i te wszystkie zabawy były dla Dzieciaków fajne choć dla Nas pracujących po 8-10 godzin momentami dość męczące ale i tak było warto, bo zawsze warto wywołać uśmiech..
Dla mnie Dzień Dziecka - przez ostatnich kilka lat to głównie praca, praca animatora- i ani odrobiny luzu, praca przy malowaniu twarzy, plątaniu i kolorowaniu fryzur, przesypywaniu piasku, rzucaniu piłką, kręceniu kolorową chustą - kto tak pracował ten wie... i te wszystkie zabawy były dla Dzieciaków fajne choć dla Nas pracujących po 8-10 godzin momentami dość męczące ale i tak było warto, bo zawsze warto wywołać uśmiech..
Zwłaszcza kiedy można wywołać ten uśmiech, na twarzach na których wywołać go nieco trudniej. Dziś walczą o Dziecięcy uśmiech również w szpitalach, w hospicjach, w miejscach, które ani z dzieciństwem, ani z radością się nie kojarzą - co nie oznacza przecież, że Dzieciństwo tam spędzane nie jest i że śmiechu ściany nie usłyszą, lub chociaż małego uśmiechu nie zobaczą...
Taki Dzień Dziecka pamiętam w życiu jeden.. Miałam wtedy 12 lat i od niespełna roku byłam posiadaczką nowego, zdrowego serca, ale jak każdy po przeszczepie musiałam i muszę poddawać się przeglądom. Wtedy mój lekarz wysłał mnie na przegląd do dziecięcych specjalistów do Centrum Zdrowia Dziecka.. Do szpitala, do którego wracam często we wspomnieniach, szpitala niezwykłego. Przynajmniej takim mi się wówczas wydawał. Cała moja przygoda z leczeniem opierała się głownie na pobytach w szpitalach "dla dorosłych", a ten był inny, totalnie inny. Dorosłych też było mnóstwo, ale Ci byli tylko towarzyszami niedoli własnych dzieci lub personelem, pacjentami byliśmy My. My też rządziliśmy na oddziale, od porannych godzin do całkiem późnych wieczorów - to tam organizowałam z kolegą wyścigi na wózkach inwalidzkich, to tam mierzyliśmy - pomagając pielęgniarkom sobie nawzajem ciśnienia, to tam wycinaliśmy wraz z Rodzicami dziury w kartonach aby młodszy kolega mógł udawać robota, to tam "aby nikt nie widział", kolega oddawał mi frytki bo jako posiadacz "diety ziemniaczanej", nie mógł już na nie patrzeć... to tam się naprawdę działo! I tylko tam, z moich szpitalnych doświadczeń jedzenie naprawdę smakowało....
Tam też obudziłam się 1 czerwca 2000 roku, dostając wraz z termometrem- maskotkę świnkę, która lata później wylądowała u innych szpitalnych dzieciaków. Jednak to nie była jedyna niespodzianka tego dnia, bo był też Piknik. Prawdziwy ogromny Piknik, pod samym szpitalem dla wszystkich dzieci, które mogły wyjść z oddziałów - a mimo, że minęło szesnaście lat pamiętam, że wyszło i wyjechało Nas mnóstwo... była zabawa, tańce, muzyka, klauni, śpiewy i konkursy..
Mimo, że miałam 12 lat to byłam nieco starsza od współtowarzyszy i to na ich uśmiechu i zabawie zależało mi najbardziej, bo ja byłam już zdrowa.. zdrowsza, silniejsza i byłam tam tylko "na chwilę", a były tam Dzieciaki, które w Centrum mieszkały, były w nim częściej niż we własnym domu..
To ich uśmiech miał największe znaczenie...
Do dziś, kiedy czekam w kolejce do lekarza słyszę, że pewnie mi nic nie jest - co budzi moją wesołość bo raczej aż tak mi się w domu nie nudzi, żeby w kolejce posiedzieć, lub że na pewno nic mi nie jest, i mi fajnie "bo młoda i zdrowa" - to choć nie narzekam, to czasem lubię choć już coraz rzadziej z uśmiechem odpowiedzieć "faktycznie, jestem tylko po przeszczepie serca"... i widzę wtedy szok, niedowierzanie i chyba zazdrość, że jako jedyna z kolejki kogoś w rozpoznaniu i powadze przeskoczyłam...
Niektórym Ludziom się wydaje więc, że dzieciństwo, młodość to czas kiedy nic złego człowieka nie spotyka, i same "wściubżdziu", w głowie owy człowiek ma - jakby totalnie nie docierało, że swoim doświadczeniem dziecko ze szpitala i nabytą często doświadczeniami mądrością przeskakuje niejednego naukowca czy starca.. Nie każde, NIESTETY dzieciństwo jest beztroskie, nie każde pozbawione prawdziwych powodów do smutku i płaczu..
dlatego, jeśli możecie to o ten Uśmiech najbardziej się postarajcie..
Jeden z większych Pedagogów Janusz Korczak powiedział "Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat"- a mam poczucie, że kiedy uśmiecha się lub śmieje tak wyjątkowo doświadczone Dziecko - śmieje się każda cząstka wszechświata....
jeśli nie zdążycie dziś, to pamiętajcie.... jutro też jest dzień, poszukajcie gdzie uśmiech może się przydać i w jaki sposób go wywołać...